wtorek, 7 lipca 2009

Pokłonić się Moskwie



Pokłonić się Moskwie można było na Pokłonnej Górze - do tego właśnie celu służyła. Rozciągał się stąd piękny widok na stolicę, a w 1812 roku tu Napoleon czekał na klucze do bram miasta. Cóż, nie wyszło mu to na dobre...

W pobliżu znajduje się budynek z panoramą bitwy pod Borodino, a sama Pokłonna Góra stała się częścią ogromnego pominka upamiętniającego II wojnę światową - autorstwa, oczywiście, Zuraba Ceriteli, nadwornego rzeźbiarza mera Łużkowa. Stella ma 141,8 metrów - po 10 cm na każdy dzień wojny (liczonej od 22 czerwca 1941 roku do 9 maja 1945), na wysokości 120 metrów umieszczona jest postać Nike, bogini zwycięstwa. Pomnik otoczony jest fontannami, których podobno też jest 1418 (ale nie liczyłyśmy). Trafiłyśmy akurat na przysięgę absolwentów uczelni wojskowych, więc Młoda była zachwycona, widząc tylu żołnierzy w galowych strojach. Budynek tuż za stellą to olbrzymie muzeum II wojny światowej, którego jednak nie chciało nam się zwiedzać.

Jednak Moskwianie, mimo wielkiego przywiązania do tradycji (9 maja to jedno z największych świąt, hucznie obchodzone przez zwykłych mieszkańców Rosji), nie traktują Parku Zwycięstwa (bo tak nazywa się park na Pokłonnej) wyłącznie jako miejsca pamięci - asfaltowe alejki wśród drzew doskonale nadają się dla wielbicieli rolek i nartorolek, i jest ich tam naprawdę mnóstwo (a przecież padał deszcz). Poza tym w muzeum II wojny... można wziąć ślub i od razu uczynić zadość tradycji składania weselnych kwiatów przed pomnikiem obrońców ojczyzny.

Deszcz nie przeszkodził nam też udać się w czasy przedwojenne - na Arbat. Przez jakiś czas ta uliczka, o której śpiewał Okudżawa, gdzie mieszkał Puszkin i gdzie znajduje się słynna Bułhakowska stołówka Mossolitu była wielkim bazarem z pamiątkami. Dziś jest zamknięta dla ruchu kołowego, a na ulicy sprzedawać można tylko obrazy. Niewysokie, zupełnie niemoskiewskie budynki całkiem nie odpowiadają wyobrażeniu o najsłynniejszej ulicy 12-milionowego kolosa, przypominają za to naszą Piotrkowską. Choć... klasycystyczne i secesyjne kamieniczki w zabawny sposób współgrają z wznoszącym się u szczytu ulicy "pałacokulturowym" budynkiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych..

Na Arbacie można przywitać się z Aleksandrem Sergieewiczem z małżonką, uścisnąć dłoń Okudżawie z bronzu, spojrzeć na ścianę pokrytą grafitti na cześć Wiktora Coja i jego legendarnego zespołu Kino, można napić się bardzo drogiej kawy i zamówić sobie portret u ulicznego malarza. Można też znaleźć ostatnie pozostałości drewnianej Moskwy... i cofnąć się w czasie o całe sto lat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz