poniedziałek, 14 lutego 2011

Wieczór z Dostojewskim

Wczoraj byłam na przedstawieniu z cyklu "nie pójdę z własnej inicjatywy". Znaczy, dla dorosłych i nie w teatrze muzycznym.
Teatr nazywa się "Satyrykon", a przedstawienie to adaptacja sceniczna "Zapisków z podziemia" Dostojewskiego, monodram Konstantina Rajkina. Było... ciężko. 
OK, wiadomo, że jak się idzie na Dostojewskiego, to nie ma co oczekiwać luzu i radości. Osobiście czytałam go w liceum i na drugim roku studiów, przeczytałam wszystko, co było do dostania w Polsce, i szczęśliwa odłożyłam na wysoką półkę pt. "raczej nie będę do tego wracać".
Powrót do Dostojewskiego (przedstawionego przez Rajkina) był jednocześnie powrotem do szkoły, i to bardzo dosłownie. A ja bardzo nie lubię, kiedy mi faceci koło sześćdziesiątki tłumaczą, że jestem jeszcze bardzo młodziutka, i traktują z lekką taką wyższością. Jedyne pocieszenie to to, że tak traktowana była cała widownia, a ja raczej zaniżałam średnią wieku.
Najpierw długo czekaliśmy, aż wszyscy spóźnialscy zajmą swoje miejsca. Bardzo długo. Kartki na drzwiach teatru głosiły, że spóźnienia nie są tolerowane. Sala była pełna, co prawda dziesięć ostatnich rzędów było przykryte czymś, ale prawdopodobnie ten akurat spektakl wymagał ograniczenia liczby widzów. Po każdym dzwonku rozlegała się kategoryczna prośba o wyłączenie telefonów komórkowych.
Kiedy w końcu Rajkin wyszedł na scenę, jeszcze bardziej kategorycznie zarządał wyłączenia telefonów. To, mówi, było skierowane do tych, którzy rozumieją za pierwszym razem. A tym, co nie rozumieją, tłumaczę, że... - i tu następował wykład o kulturze. A potem zaczął sobie czytać. Cisza w sali była grobowa.
Czytał, mówił, rapował, tańczył (break dance), nieomalże stepował, płakał, krzyczał -  sam, w towarzystwie cieni, przez półtorej godziny.  Odpytywał widownię z wiedzy o życiu. Chwilami przestawałam rozumieć słowa, docierały do mnie czyste emocje, jak na koncercie muzyki instrumentalnej. Miłość - tłumaczył Rajkin - to dla mnie władza, to sprowadzenie drugiego człowieka do roli niewolnika, którym mogę rządzić, mogę z nim zrobić wszystko.
Mógł z nami zrobić wszystko.
Kiedy rozległy się brawa, wyszedł na scenę, spojrzał, i wrócił za kulisy.
Część osób podniosła się ze swoich miejsc. Rajkin spojrzał drugi raz i znów wyszedł.
I dopiero kiedy doczekał się owacji na stojąco, raczył dłużej zatrzymać się na scenie.

Zdjęcie z http://www.satirikon.ru

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz