niedziela, 6 stycznia 2013

Zimowe kino

Okres okołoświąteczny to dobry czas na oglądanie filmów. Toteż na nasz tradycyjny już sylwestrowy maraton filmowy wybraliśmy z mężem "Cara" Łungina. Mocne kino o konflikcie władzy i moralności, o obłędzie i świętości. Chociaż "momenty" były raczej niewłaściwe na szampańską noc, chyba, że ktoś lubuje się w BDSM. 

Skorzystałam też z okazji i obejrzałam Annę Kareninę - wcześniej, niż można to zrobić w Moskwie. Rosyjska premiera zapewne będzie huczna, z obecnością reżysera i gwiazd, a organizacja takiego wydarzenia musi potrwać. Polakom wisi, że ekranizację rosyjskiej powieści robią Amerykanie, więc tutaj taki rozgłos nie miałby sensu. A film fajny. Tłumacz (ten od polskich napisów) co prawda co najmniej dwa babole strzelił, ale nieistotne w gruncie rzeczy dla meritum. Można też było wybrać mniej znany skansen, niż na wyspie Kiży, żeby zilustrować rosyjską wieś, skoro na widokach Moskwy i Petersburga oszczędzano :D No i ten Wroński taki brzydki... grzechu nie wart absolutnie...

Tołstoj sam siebie w Annie Kareninie przedstawiał - Wroński to Tołstoj przed ślubem, oficer - wino, kobiety i śpiew, Lewin stara się żyć zgodnie z zasadami wyznawanymi przez Tołstoja w późniejszym okresie życia, i chyba ma jego rozterki. I ładnie to w filmie przedstawiono.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz