wtorek, 5 lutego 2013

Aaaaby

- Młoda, pomożesz mi robić chruściki? - zapytałam, w nadziei, że karnawałowe ciastka okażą się atrakcyjniejsze od Minecrafta.

- A co to są chruściki?
- Faworki, je się je w Polsce na tłusty czwartek, który jest pojutrze.
- Fuj! Nie lubię faworków! A po co je robisz?
- Chcę poczęstować kolegów w pracy.
- MAMA! To zrób dla mojej klasy też! Na Maslenicę!
- Ale ja je robię teraz, a Maslenica jest później...
- Nie szkodzi! Ja im powiem, że to jest na naszą Maslenicę!
- A pomożesz mi?
- NIE!
I poszła sobie. A ja zostałam z górą chruścikowego ciasta, które trzeba wałkować - jak mi tłumaczyła Pani Grażynka na stancji - tak cieniutko, że gdyby zamiast stolnicy była gazeta, to można by ją przeczytać. Pani Grażynka miała naprawdę dużo lat, ale wałkowanie wychodziło jej zdecydowanie lepiej, niż młodej siksie, którą wtedy byłam. I lepiej, niż mnie teraz.
Więc wałkowałam, i wałkowałam, i wałkowałam...
I wycinałam, i przewijałam, i wycinałam, i przewijałam.
I smażyłam, smażyłam, smażyłam, smażyłam... pewnie na całej klatce schodowej czuć olej (bo o smalec tu trudno, ha, ale za to spirytus miałam przemycony z Polski!).

Aby moje dziecko zwiększało sobie popularność. Moim, !@#$%, kosztem. 
A na tą ^&*()_+ Maslenicę pewnie będę musiała smażyć naleśniki.
A nie.
Autosorsuję to.
Babci.
Yhy.

Aaaaby nie zwariować.
Fajna aliteracja mi wyszła? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz