sobota, 2 lutego 2013

Radziecka Wenera

Jutro ostatni dzień wystawy w "Nowym Maneżu", t.j. w postumencie "Robotnika i Kołchoźnicy" koło WWC. Może ktoś jeszcze zdąży - warto :)
Po pierwsze, sam Nowy Maneż to ciekawe miejsce. Wchodzimy niemalże do paryskiego pawilonu w 1937 roku - marmury, złote żyrandole, dębowa lada szatni. Tylko wykrywacz metalu przy wejściu nie bardzo pasuje.
Chwilę później sympatyczna bileterka wsadza człowieka do nowoczesnej windy, naciska w niej czwarty guzik i życzy przyjemnej podróży, tfu, przyjemnego oglądania. Dalej jest już bardzo nowocześnie i "przezroczyście", wnętrza nie przesłaniają prezentowanych obiektów.

Samochwałow, z serii Dziewczęta z Metrostroju,
www.rusmuseum.ru
"Wenera Radziecka" przyjechała z Petersburga, prawie wszystkie prace mają swoje stałe miejsce w Muzeum Rosyjskim (petersburgski odpowiednik Galerii Trietiakowskiej). Reklamowana jest jako "socjalistyczna erotyka", ale tak naprawdę erotyki tam bardzo dużo nie ma. Jest wyobrażenie kobiety radzieckiej, kobiety pracującej, sporstsmenki, choć... parę aktów też się znalazło. Co zabawne, akty rzeczywiście erotyczne tworzone były głównie przez mężczyzn, postrzegających kobiety jako obiekty seksualne. Jeśli autorką jest kobieta, to przedstawia ona nas tak, jak wyglądamy w rzeczywistości: z brzuchem obwisłym po ciążach, z nadwagą, z niedoskonałymi proporcjami...
Sowieckie lata dwudzieste to jeszcze Kustodijew i spółka, modernizm i secesja, ludowość, ludyczność i sport. Lata trzydzieste: Samochwałow i jego akwerolowe "Dziewczęta z Metrostroju": silne, potężne, radosne, cieszące się życiem i pracą. Wojna i lata pięćdziesiąte to przede wszystkim plakat (Kobieto! Zamień w fabryce mężczyznę idącego na front! Mocny front to mocny tył!, Niech żyje 8 marca, święto robotnicy!). Nieoczekiwane akademickie, odrodzeniowe płótno Jakowlewa "Spór o sztuce" - jeśli się przyjrzeć uważnie, widać zabawne szczegóły: rubensowska modelka zostawiła na schodkach taką bardziej ohydną bieliznę (bo innej nie można było dostać), na środku martwej natury króluje dość paskudna puszka po konserwie.
A później obrazy, które zdawały mi się do bólu znajome (choć guzik wiem o malarstwie radzieckim) - prawie że ilustracje z moich książek dziecięcych, namiętnie przez mamę kupowanych w księgarniach z literaturą rosyjską.

Byłam sobie sama, i dolatywały do mnie fragmenty rozmów innych zwiedzających: "... w estetyce tamtych lat....", "nawiązanie do Carravagio", "chaos, chaos - ale chaos musi mieć przeciwwagę, tutaj rozumianą jako szkolna perspektywa, idealna geometria przestrzeni... co nam wyszło: chaos w sześcianie, chaos do sześcianu". Jaka się mundra poczułam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz